Już przez ponad sto lat od kiedy rozpoczęła się historia motoryzacji powstało wiele ciekawych, epokowych samochodów. Jedne są protoplastami prawdziwych osiągów, inne rozwiązań technicznych a jeszcze inne wiodły bądź wiodą prym w bezpieczeństwie. Można sporo wymieniać i mogłoby zbraknąć kartek w ryzie papieru żeby to podsumować ale prawdziwą solą tej ziemii, ziemii samochodowej, jest BMW M5 i to szczególnie w wersji e39. To właśnie ta wersja nauczyła się sporo od poprzednika e34, który walczył jeszcze z kultowym Mercedesm 500e. Jak tylko pojawiła się na świecie zdetronizowała swego konkurenta ze Stuttgartu, który niewiele miał do powiedzenia w starcie zatrzymanym, elastyczności czy najlepszych w klasie i będących elitarnymi właściwości jezdnych.
Tej tezie oczywiście można przeciwstawić serię e60, która stała się już prawdziwym killerem i to nie tylko Porsche bo zamiatała bez problemu również Ferrari. W końcu, która seryjnie produkowana limuzyna po zdjęciu kagańca potrafi się rozpędzić do 330km/h??? M5 w wersji e60 to techniczny majstersztyk ale jeśli postawicie ją obok e39 od razu zauważycie jedno – ta starsza ma o wiele więcej wdzięku i charakteru niż następczyni. Emanuje potęgą i brutalnością pozbawioną multitechniki rodem z Formuły 1 wyzwalającą uczucie strachu i podniecenia jeśli zamierzamy zasiąść za sterem. Tutaj niewiele nam pomoże jak przesadzimy bo kontrola trakcji jest niczym z diesla o mocy 143 koni a systemu launchującego można szukać w nieskończoność niczym odpowiedzi na retoryczne pytanie.
To właśnie ta maszyna daje to samo co ostatnie prawdziwe Porsche, które cechowało się tym, że jeśli jesteś większy cwaniak w gadce niż za kółkiem to może Ci się przytrafić lądowanie na latarni.
Połączenie 400 wyzwolonych koni z ciężką stopą sprawia, że to BMW potrafi zamknąć licznik, którego ostatnia wskazówka mówi 300km/h. Co ważne robi to bez wysiłku i nie trzeba czekać na to tak długo jak na ostatni odcinek Mody na Sukces. Poza sportowym wyzwoleniem jakie gwarantuje na każdej drodze (tutaj ostre ACHTUNG jak popada deszcz) cieszy w nieskończoność subtelnym ale drapieżnym i nie do podrobienia lub poprawienia designem mówiącym – uważaj na mnie bo drzemie we mnie wampir mocy. I to kolejny czynnik, który wybija tą wersję ponad e60, bo jak się okaże za jakieś 20 lat bardziej będziemy cieszyć oko patrząc na stonowane e39 niż zaprojektowaną w epoce lekkiego kryzysu stylistycznego brzytwę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz