Mamy rok 1962 i biorąc pod uwagę wiek większości z was czasy te traktowane są jak era dinozaurów. Ale wyobraźcie sobie, że już wtedy jeden z samochodów miał moc zarezerwowaną nawet dziś dla aut sportowych, naprawdę sportowych, nie dla podpinanych pod azot GTI. Auto to miało aż 304 konie mechaniczne i rozpędzało się do setki w zaledwie 6,2 sekundy. Pisząc to zastanawiam się jak to możliwe, że po pięćdziesięciu latach takie osiągi gwarantują wyłącznie drogie samochody. A gdzie ewolucja?
W firmie, która wyprodukowała owego ściganta ewolucję widać - dzisiejsze osiągi to lekko ponad 3 sekundowe przyspieszenie do setki a 200km/h osiągane jest wcześniej niż standardowy samochód połowę - mniej niż 10 sekund. Gdzie takie rzeczy się dzieją? W Maranello, siedzibie oznaczonej czarnym rumakiem, która od lat firmuje najlepsze auta sportowe. To właśnie Ferrari w 1962 roku wypuściło model 250 GTO, który do dziś uchodzi za jedną z największych ikon motoryzacji.
Model ten dysponował silnikiem 12-cylindrowym o pojemności 3 litrów, ważył lekko ponad tonę i rozpędzał się do 280 km/h. Prędkość ta jak na poziom bezpieczeństwa stosowany w tamtych latach równy zeru wydaje się być jeszcze bardziej porażająca niż moc czy przyspieszenie. Było to możliwe dzięki zastosowaniu opływowego aerodynamicznie nadwozia, które zostało narysowane przez Sergio Scagliettiego. Ale to nie koniec możliwości najdroższego w historii modelu Ferrari, który jeszcze dziś dokopałby domorosłym ścigantom na 1/4mili. 250 GTO ćwiartkę robił w 13,5 sekundy.
Przez dwa lata produkcji na świat wyjechało zaledwie 33 lub 36 sztuk przez co dziś ceny tego modelu osiągają wartość nawet 20 milionów Dolarów. Ferrari 250 GTO pięćdziesiąt lat temu ustawiło poprzeczkę tak wysoko, że do dziś jest ona nieosiągalna np. dla Hyundaia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz