sobota, 19 lutego 2011

It's all about crossing the line



Niech nikogo nie zwiedzie angielskojęzyczny tytuł ale nie potrafiłem znaleźć lepszego określenia w naszym bogatym, rodzimym języku. Może to dlatego, że zamiast dogłębnie studiować w szkole lektury oddawałem się ciągłemu czytaniu prasy samochodowej. A nie oszukujmy się nie ma w niej zbyt wielu wysublimowanych słów i wyrażeń, bo w końcu na ile sposobów można nazwać przyspieszenie.

O owym, wspomnianym w tytule, przekraczaniu granic pomyślałem wczoraj ślizgając się autem lekkimi bokami po zaśnieżonych ulicach. A żeby dobrze driftować trzeba doskonale wiedzieć, do którego momentu możemy przeciągać auto tak żeby słuchało naszych kontr i nie obróciło się tyłkiem do przodu. Jeśli przesadzimy to możemy liczyć tylko na szczęście, że nie potrzaskamy siebie i auta zbyt mocno. Zatem w prostych słowach sukces perfekcyjnego przejazdu zależy od tego jak bardzo potrafimy zaryzykować by zbliżyć się do granic fizycznej przyczepności i na ile wystarczy nam umiejętności by na niej balansować.



Ktoś powie, że dopatruję się filozofii w jeszcze niedawno nieznanym u nas sporcie ale to założenie sprawdza się też na innych polach. Niedaleko patrząc, w Formule 1, zależność tą widać podczas Grand Prix, w trakcie których pada deszcz. Przewaga techniczna teamów takich jak Ferrari czy McLaren jest zniwelowana a kierowcy muszą ciągle balansować na linie aby dojechać do mety. Jeśli tylko przekroczą niewidzialna granicę o zbyt mocne dodanie gazu, zbyt mocną kontrę lub opóźnione hamowanie to wyścig z reguły się kończy. Na takich wyścigach widać, który z kierowców ma prawdziwy talent i najlepiej wyczuwa próg, którego nie wolno przekraczać.



Ale przekraczanie granic to nie tylko sporty motorowe. Przecież już jako małe dzieci próbujemy i sprawdzamy dokąd możemy się posunąć aby nie dostać od rodziców w przysłowiowy ‘łeb’. I tak jak już wybadamy co nam w domu wolno a co nie to rodzice wysyłają nas do szkoły. Tutaj sytuacja się komplikuje bo spotykamy znacznie więcej ludzi i przez to musimy wybadać więcej granic. Ale po kilku naganach, bójkach i odwiedzinach rodziców w szkole powinno do nas dotrzeć gdzie znajdują się punkty zapalne i ich unikać. Jak już skończymy szkołę, a okres jej trwania może się przekładać na to gdzie postawiliśmy sobie nasze granice, idziemy do pracy. I znów to samo od początku i schemat ciągnie się latami.

Wnioskując, całe życie badamy gdzie leży cienka czerwona linia, której przekroczenie może powodować serię nieprzyjemnych następstw. Oczywiście dla każdego próg ryzyka znajduje się w innym miejscu a dochodzenie do niego uzależnione jest od odwagi i odpowiedzialności jakie w nas drzemią. Zatem szacunek dla tych, którzy są najlepsi w swoich dziedzinach – oni czują to co robią a przy tym się nie boją.

Harry

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz